Zofia Żak
wyróżnienie
Szkoła: Niepubliczne Niepłatne Gimnazjum w Tarnowie
Klasa: III
Opiekun: Kamil Drzał
Tytuł pracy: „Janina i Franciszek – niezłomne małżeństwo z Podkarpacia”
Niepodległość Ojczyzny to dla Polaków od zawsze wartość nadrzędna. Uwydatniły to zwłaszcza ostatnie dwa stulecia, gdy musieliśmy stawiać czoła okupantom. Polacy nie dali uśpić w sobie genu wolności, stąd ciągłe niepodległościowe zrywy. Pod koniec II wojny światowej, choć los kraju był już przesądzony, na arenę dziejów weszły córki i synowie polskiej ziemi, wychowani na insurekcyjnej postawie – Żołnierze Wyklęci. Wyklęci – bo mieli być skazani na wymazanie z pamięci kolejnych pokoleń. Ale i Niezłomni – gdyż nigdy nie pogodzili się z utratą wolności. Szacuje się, że grono zapalonych ludzi, zdecydowanych na niesprawiedliwą walkę bez realnej szansy na zwycięstwo, tworzone było przez niemal 180 tysięcy ludzi.
Wśród najczęściej padających nazwisk Żołnierzy Wyklętych pojawiają się: Witold Pilecki ps. ,, Witold”, Danuta Siedzikówna ps. „Inka”, Hieronim Dekutowski ps. ,,Zapora”, Zygmunt Szendzielarz ps. ,,Łupaszka”, czy August Emil Fieldorf ps. ,,Nil”. Jednak jest wiele osób, które ryzykowały życie dla polskiej sprawy, a dziś są mniej znane lub całkiem zapomniane. Im także należy się szacunek. Do postaci, które zapisały się w histońi narodowościowego podziemia należy małżeństwo Janiny i Franciszka Przysiężniaków.
Każdy Żołnierz Wyklęty na pewnym etapie swojej działalności musiał dokonać wyboru między własnym szczęściem, a dobrem Ojczyzny, między swoim życiem, a szansą na wyzwolenie ukochanego kraju. Na takich rozdrożach stanęli także moi bohaterowie pseudonimach „Jaga” oraz „Ojciec Jan”.
Janina Oleśkiewicz1 urodziła się 22 czerwca 1922 roku. Wychowywana była na terenie Podkarpacia, w Kuryłówce, gdzie ukończyła szkołę powszechną. W znajdującym się niedaleko Leżajsku zdała małą maturę. Mimo przeszkód ukończyła szkołę handlową. Po wybuchu wojny wraz z młodszym bratem – Marianem – włączyła się w działalność konspiracyjną, działała w Narodowej Organizacji Wojskowej, która w 1942 roku została scalona z Armią Krajową. Przydzielono jej funkcję łączniczki i sanitariuszki w jej rodzinnych stronach. Początkowo jej konspiracyjny pseudonim wywodził się od panieńskiego nazwiska -,,Olcha”, jednak po jakimś czasie zmieniła go na „Jaga” i podobne formy, np. ,,Jagoda”, ,,Jagna”.
Franciszka Przysiężniaka spotkała przy współpracy z jego oddziałem, w leśniczówce Józefa Werfla. Franciszek urodził się w 1909 roku koło Krasnegostawu. Do szkoły podstawowej uczęszczał w miejscowości Krupe, w której mieszkał z rodziną. Naukę w gimnazjum rozpoczął w Krasnymstawie, jednak ze względu na przeprowadzkę, świadectwo dojrzałości uzyskał w Brodnicy, na Pomorzu. Po maturze ukończył Wołyńską Szkołę Podchorążych Rezerwy Artyleńi. II wojna światowa zastała go pełniącego służbę w Grudziądzu. Brał udział w Kampanii Wrześniowej. 28 września dostał się do niewoli niemieckiej pod Tomaszowem Lubelskim, udało mu się na szczęście zbiec z konwoju.
Początkowo konspirował z Narodową Organizacją Wojskową, potem był dowódcą partyzantów w Lasach Janowskich. Jego oddział był jednym z najlepiej wyposażonych. Pod koniec 1943 roku liczył ponad 100 ludzi, a latem kolejnego roku liczebność oddziału szacowano już na 200 osób. Szeregi zasilali zdekonspirowani żołnierze Narodowej Organizacji Wojskowej i uczniowie szkół podchorążych Okręgu Rzeszów, którzy Przysiężniaka przechodzili przeszkolenie bojowe. ,,Nie tylko żołnierze, ale i ludność cywilna cenili jego dowódcę za odwagę i pomysłowość, wykazaną w czasie ciągłych walk z okupantem.”2 Dlatego też po jakimś czasie on także zmienił swój pseudonim z „Jan” na „Ojciec Jan”, co pokazywało jakim szacunkiem i wdzięcznością darzyli go ludzie zamieszkali na terenach, na których pełnił swoją służbę oraz żołnierze, którzy mu podlegali.
Poznał się bliżej z Janką na weselu Wandy Brzyskiej z podporucznikiem Konradem Wasilewskim w 1943 roku. Po kilku miesiącach postanowili się pobrać. Ślubu miał udzielić kapłan wyklętych – Franciszek Lądowicz ps. ,,Kalina”. Ceremonia miała odbyć się 27 grudnia tego samego roku w Grabie koło Janowa Lubelskiego. Jednak ceremonię od początku naznaczył pech. W drodze na ślub, w okolicach gajówki wspomnianego wyżej leśniczego, konie wiozące narzeczonych rozprzęgły się, a siedzący w saniach wylądowali w śniegu. Po tym, jak udało się naprawić sanie, gdy młodzi przyjechali na miejsce, okazało się, że ołtarz nie był jeszcze przygotowany, a partyzanci czyścili broń. Te czynności przerwały wystrzały. Kapitan Józef Zadzierski (ps. ,,Wołyniak”) od razu, boso, rzucił się na tyraliery niemieckie, by osłaniać innych. Franciszek poprosił o przejęcie dowództwa „Konara”, by razem z narzeczoną ratować swoje życie i jak inni oddalić się do lasu. Tymczasem bitwa w Grabie stawała się coraz mniej korzystna dla polskiej strony, żołnierze wciąż wycofywali się ze wsi. W walce zginęło dziewięciu polskich żołnierzy oraz troje gości weselnych. Sytuacja okazała się szczególnie tragiczna dla „Władka”. W wyniku niemieckiego natarcia porucznik stracił żonę, która w czasie walki porządkowała w piwnicy dokumenty. Ta sytuacja wzmogła negatywne nastroje w oddziale.
Ostatecznie, ślub odbył się dwa tygodnie później w węższym gronie. Janina widząc obecny w kościele katafalk, zaczęła histerycznie płakać. Mając wzgląd na sytuację towarzyszącą przygotowaniom do ceremonii oraz kontekst polityczny postanowiła nie brać ślubu, sądząc, że pisana jej jest szybka śmierć. Jednak po zapewnieniach księdza, że znajdzie oparcie w Bogu i świętych, zgodziła się i 11 stycznia 1944 roku „Ojciec Jan” i „Jaga” oficjalnie zostali małżeństwem. Świadkiem był Bolesław Usow pseudonim „Konar”. Z uwagi na niebezpieczeństwo dziejowe ksiądz Boratyn nie odnotował faktu zaślubin w księgach parafialnych. Małżonkowie spisali tylko „Przysięgę przedślubną”, na której zanotowano: „Okoliczności wojny wpłynęły na to, że nowożeńcy brali ślub potajemnie, przy zamkniętych drzwiach, bez złożenia zapowiedzi i bez zezwolenia Kurii wydawanego na okres wojny, wobec tylko jednego świadka”.
Od wkroczenia Armii Czerwonej Franciszek bez ustanku był ścigany, mimo że nie przejawiał jeszcze żadnych antykomunistycznych działań, chcąc ułożyć sobie spokojne życie „w cywilu”. Jednak, gdy próbując uciec z żoną przed sowieckim agresorem, zdecydował się wyjechać do Jarosławia, został aresztowany przez NKWD i przekazany do Urzędu Bezpieczeństwa. Dzięki dobrze wyrobionym fałszywym dokumentom został zwolniony. Po tym wydarzeniu wrócił do Kuryłówki, gdzie pomagał teściowi.
Na okres Świąt Wielkiej Nocy w 1945 roku Przysiężniakowie postanowili się rozdzielić. Ona zamierzała spędzić ten czas z rodzicami i bratem Marianem u swojej siostry Marii w Leżajsku. On miał przeczekać ten czas w klasztorze, gdyż wiedział, że jest poszukiwany. Ich ostatnie spotkanie miało miejsce 29 marca- w Wielki Czwartek.
Kolejnej nocy funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa przeszukali dom Marii Dolnej, gdzie na piętrze znaleźli Janinę Przysiężniak. Mówiąc, że przetrzymują jej męża zabrali ją, przesłuchiwali i torturowali całą noc mimo zaawansowanej ciąży. Chcieli dowiedzieć się, gdzie w Kuryłówce ukrywają się partyzanci, lecz ona nie chciała ich wydać. Następnego dnia ubowcy odwieźli ją do Kuryłówki. W pobliżu domu jeden z nich dał jej znak, by uciekała. Gdy się obróciła otrzymała śmiertelny strzał. Czy zabójca nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy? A może mimo zawodu, który wykonywał, wahał się, czy jest w stanie zabić tę piękną i dobrą kobietę, a co więcej – kobietę będącą w siódmym miesiącu ciąży? ,,Jaga” jeszcze żyła, gdy pod domem znaleźli ją żołnierze bliscy jej i jej mężowi – wcześniej wspomniany „Wołyniak” i „Hanys”. Przybiegli z nimi także inni partyzanci, którzy spowiadając się w pobliskim kościele usłyszeli strzały. W ostatnich chwilach towarzyszyli jej także matka, ojciec i ksiądz Kazimierz Węgłowski. ,,Jaga” miała przestrzelone oba płuca. Przed śmiercią zdążyła jeszcze przekazać przebieg wydarzeń minionej nocy i podać nazwisko jej mordercy – ubeka z Niska o nazwisku Machaj. ,,Ojciec Jan” pojawił się w Kuryłówce około godziny 21:00.
Pogrzeb Janiny 2 kwietnia przerodził się w patriotyczną manifestację. Pojawiło się wielu umundurowanych żołnierzy podziemia, przygotowanych na starcie z sowietami. Koledzy „Jagi” i „Ojca Jana” ustawili szpaler przed kościołem i oddali salwy honorowe. Na nagrobku „Jagi” wyryto napis: ,,Zginęła tragicznie”. Co roku koło tych słów pojawiały się trzy kolejne: ,,zamordowana przez UB”. Warto wspomnieć, że jej morderca został zabity przez antykomunistyczne podziemie latem 1945 roku.
Komuniści wiedzieli jak uderzyć we wrażliwość i nadzieję „Ojca Jana”. On jednak, swą rozpacz i gniew po jakimś czasie przekuł w chęć działania i wrócił do działalności w podziemiu. Po śmierci żony otrzymał propozycję, by zająć się niezdekonspirowanymi do tej pory oddziałami podlegającymi Komendzie Oddziałów Leśnych. Początkowo Przysiężniak odmówił, jednak gdy się zgodził, wyznaczono mu na zastępcę Tadeusza Gryblewskiego ps. „Ostoja”. W kwietniu 1945 roku oddziały podporządkowane „Markowi” (taki nowy pseudonim przybrał „Ojciec Jan”) stoczyły kilka zwycięskich walk z Ukraińską Powstańczą Armią. Mimo to Ukraińcy nie zaprzestali mordów na Polakach, co więcej, zaczęli rozsiewać ulotki informujące o planowanej rzezi na polskich wsiach.
II wojna światowa dobiegała końca. Armia Ludowa została wysłana do Kuryłówki, gdzie stacjonowali „Leśni” pod dowództwem m.in. Franciszka Przysiężniaka. Bitwa, która tam się rozegrała była jednym z największych zwycięstw „Wyklętych”: z polskich rąk zginęło (zależnie od źródeł) od 50 do 70 enkawudzistów. 7 maja na pomoc rozgromionemu oddziałowi NKWD przybyły posiłki. Spacyfikowały wieś, w której przyszła na świat i odeszła żona dowódcy. Przysiężniak przewidział na szczęście taki obrót sprawy i polecił mieszkańcom uciekać za San.
Pod koniec lipca 1945 roku Kazimierz Mirecki wydał rozkaz rozwiązania oddziału, wówczas Franciszek ukrył broń w lesie w okolicach Łańcuta. Jednak dla wielu żołnierzy, będących jego podkomendnymi, nie był to koniec walki zbrojnej. Wielu z nich wciąż chciało narażać swoje życie, bo nie mogli pogodzić się z wszechogarniającą propagandową i antypolską rzeczywistością Polski Ludowej.
Franciszek Przysieżniak zawiesił działalność bojową po rozwiązaniu Komendy Oddziałów Leśnych, jednak w październiku 1945 roku został mianowany Komendantem Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (Okręg XIII – Pomorze). Jednak na przełomie listopada i grudnia został zwolniony z tej funkcji ze względu na dekonspirację. W tym czasie pracował w Gdańsku pod przybranym nazwiskiem Jerzy Jan Tulus. W 1946 roku został aresztowany w Gdańsku i skazany na 4 lata więzienia. Zwolniono go po amnestii rok później. Chciał wtedy ustabilizować swoje życie prywatne i zawarł swój drugi związek małżeński, z Eugenią Trojniak. W 1948 roku został ponownie skazany, tym razem na karę 8 lat więzienia. Odsiedział 6 lat. Nie do końca znanym faktem z życiorysu Franciszka było zmuszanie go do podpisania deklaracji współpracy w 1951 roku, której po wyjściu z więzienia w 1954 roku odmówił. Próbowano również zmusić go do wyjawienia informacji na temat podziemia 17 lat później. Jednak przez cztery lata zwodził funkcjonariuszy. Do samego końca był inwigilowany. Zmarł 30 września 1975 roku. Został pochowany w Jarosławiu, gdzie spędził ostatnie lata swojego życia. Jest kawalerem Orderu Virtuti Militari V klasy i Krzyżem Armii Krajowej. Pośmiertnie, 1 września 1989 roku, został awansowany przez ówczesny rząd na emigracji ze stopnia majora na pułkownika Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej. Na wniosek drugiej żony został unieważniony wyrok sądowy z 1949 roku.
Franciszek Przysiężniak całe swoje życie, od wyboru szkoły po dowództwo nad oddziałami leśnych partyzantów, służył Ojczyźnie. Jak sam wspominał: ,,Nigdy nie byłem narodowcem, politycznie się nie udzielałem. Dla mnie najważniejsza była sprawa wolności Polski. Daleki byłem od politycznych utarczek, liczyła się walka z tymi, którzy zagrażali Ojczyźnie.”
Te dwa życiorysy wspaniale ukazują cały sens działalności Żołnierzy Niezłomnych. Dziś Janina i Franciszek Przysiężniakowie stają się autorytetami dla młodych Polaków. Widzimy, że walka to nie tylko starcie z bronią w ręku. To też rozstania małżonków. To także żegnanie rodziny z 22-letnią dziewczyną i nieustanne doświadczanie inwigilacji. To wreszcie bycie uważanym za bandytów i poddawanie okrutnym torturom. A przecież oni chcieli po prostu ujrzeć swoją Ojczyznę w blasku wolności… Niezłomni walczyli o prawdę, by nie przykryła jej komunistyczna indoktrynacja, bo jak mawiał wybitny pisarz i publicysta Józef Mackiewicz: ,,Jedynie prawda jest ciekawa”.
- W różnych źródłach pojawiają się dwie formy nazwiska: Oleszkiewicz i Oleśkiewicz, jednak podpisy bohaterki na dokumentach potwierdzają, że druga forma jest poprawna.
- Tak o poruczniku „Janie” wspominał Kazimierz Mirecki „Żmuda” – komendant Okręgu Rzeszowskiego NOW w latach 1940-1945
Bibliografia:
- Gut-Siudak Wioletta, Franciszek Przysiętniak ps. ,, Ojciec Jan”- dowódca leśnych tolnierzy [ online},[dostęp: 18.02.2019}, dostępny w Internecie:
- Nowak Szymon, Dziewczyny wyklęte, Warszawa, Fronda, 2015, Jaga, ISBN 978-83-64095-72-6
- Ordyczyńska Anna, Janina Oleszkiewicz -Przysiętniak (1922 -1945) [ online], Blog: W poszukiwaniu korzeni, aktualizacja: 23 lutego 2015 [dostęp: 16.02.2019], dostępny w Internecie:
- Red. Krajewski Kazimierz i Łabuszewski Tomasz, Zolnierze podziemia niepodległościowego w latach 1944 -1963, Warszawa, IPN, 2017, FranciszekPrzysiętniak „Ojciec Jan”, s. 267-269,
ISBN 978-83-8098-099-0