VII Ogólnopolski Konkurs
„Żołnierze Wyklęci – Bohaterowie Niezłomni” – 2018 r.

Julita Węska

Wyróżnienie

VII edycja – 2018 r. prace literackie szkoły podstawowe i klasy gimnazjalne

Szkoła: Gimnazjum im. Polskich Noblistów w Krzyżu Wielkopolskim
Klasa: II gimnazjum
Opiekun: Jarosław Komara


Tytuł pracy: „Kos – Historia mojego pradziadka”

Gargantuiczny zapał, potężna duma malowana na twarzach, bezgraniczna odwaga wilka, podniebna miłość do ojczyzny, niezłomna wytrwałość, gotowość do wypełniania wszelkich rozkazów, nieprzebrana pomoc i oddanie z ich strony oraz infernalny płomień krzeszący się chęcią zakończenia wojny, nienawiści oraz odzyskania własnego kraju. Scharakteryzować tak można „żołnierzy wyklętych”, którzy byli dużą częścią walczących o wolność i niepodległość naszego pięknego kraju i sądzę, że bez nich wymazano by go „gumką przemocy” z map. Siedemdziesiąt pięć lat temu w związku Armii Krajowej nie poddawali się oni w walce ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich czy istniejącym w nim NKWD mimo, że· czasami brakowało im sił. Żyli pod osłoną lasu ich dobrego przyjaciela, który dawał im schronienie i wyżywienie. Ścigani byli nawet po wojnie za to, że mieli odwagę walczyć o swoje państwo dom i rodzinę, które kochają. Dziś chcę więc wspomnieć o jednym z bohaterów naszej ojczyzny mało znanym i honorowym Czesławie Czajkowskim.

Mój pradziadek Czesław Czajkowski był „żołnierzem wyklętym”. Walczył zawzięcie w stopniu strzelca jako obrońca Ziemi Nowogródzkiej i Kresów Rzeczypospolitej. Urodził się 1 października 1919 roku w Werkach w powiecie Lida na dawnych ziemiach Polski. Był najmłodszym synem Józefa Czajkowskiego i Marii z domu Mickiewicz. Jego rodzeństwo to brat Bronisław, który także prowadził jakąś działalność konspiracyjną i siostra Władysława. Pochodzili z rodziny szlacheckiej, lecz dworek przez nich zamieszkiwany po wojnie został spalony przez Sowietów. Szkołę powszechną ukończył w roku 1933 następnie uczęszczał do Gimnazjum imieniem Króla Zygmunta Augusta w Wilnie wraz ze swoim późniejszym dowódcą i przyjacielem pułkownikiem Romualdem Bardzyńskim o pseudonimie „Pająk”. Po ukończeniu nauki przykładnie pomagał rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa. W maju 1942 roku, gdy miał dwadzieścia trzy lata nawiązał kontakt z oddziałem leśnym partyzantów. Złożył godną podziwu przysięgę w Armii Krajowej i otrzymał pseudonim „Kos”. Służył w drugim plutonie czwartej kompanii drugiego batalionu 77 pułku piechoty AK dowodzonego przez porucznika Jana Borysewicza o pseudonimie „Krysia” – stąd ogólna nazwa oddziału „Krysiacy”.

Pradziadek brał udział niemal we wszystkich akcjach bojowych swojego oddziału takich jak:

  • likwidacja posterunku żandarmerii w Szalewie,
  • zdobycie niemieckiej Ortskomendantury w Koleśnikach
  • odbicie więźniów-zakładników pod Wiewiórą i Wasiliszkami
  • zlikwidowanie załogi stacji kolejowej Różanka i zniszczenie urządzeń stacyjnych (15 maja 1943 )
  • odbicie 26 więźniów przewożonych z Wasiliszek do Lidy (grudzień 1943)
  • uwolnienie aresztowanych członków podziemia z więzienia w Lidzie (grudzień 1943)
  • podczas likwidacji oddziału Tadla w Lidzie został ranny, miał przestrzelone lewe płuco (1943 )
  • zdobycie Rdunia i wymiana wziętych do niewoli 24 niemieckich żołnierzy na 100 aresztowanych Polaków (20 maja 1944)
  • rozbicie niemieckiego batalionu w Podwaryszkach ( 30 czerwca 1944 )
  • akcje dywersyjne na linii kolejowej Lida-Mołodeczno.

Pod koniec 1945 roku niemożność pójścia do szpitala z powodu chronienia swych danych i strachu przed aresztowaniem zmusiła go do zwrócenia się o pomoc do księdza Stanisława Szoki w Lidzie w wyleczeniu gruźlicy. Przez najbliższy miesiąc dobrotliwy ksiądz leczył go przy użyciu m.in. borsuczego sadła. Gdy wyzdrowiał wróci do oddziału, lecz już wiosną 1945 roku na rozkaz komendy Wileńskiej przystąpiono do demobilizacji struktur AK na Nowogródczyźnie oraz przerzutu żołnierzy niepodległościowego ruchu partyzantki za „Linie Curzona”. Do zorganizowania tej operacji wykorzystano wtyczki ulokowane w Powiatowym Urzędzie Repatriacyjnym, dzięki tym działaniom wielu żołnierzy mogło legalnie przekroczyć granice. Niestety niektórzy wiedząc, że są poszukiwani przez NKWD musieli przechodzić przez nowe granice Polski z bronią gotową do strzału „Kos” natomiast nie mógł przejechać z repatriantami przez zaistniałą sytuacje z łączniczką „Reginą”, która torturowana była do tego stopnia, że wydała dużo nazwisk ratując w ten sposób siebie przed śmiercią.

Po przeprawie do Polski w 1949 zamieszkał w Kamiennej Górze, a po roku przeprowadził się do Łodzi. Tam natomiast ukończył technikum włókiennicze i pracował w zakładach włókienniczych. W 1956 odwiedził rodzinne strony i 12 listopada zawarł związek małżeński. Z żoną przyjechał do Krzyża Wielkopolskiego, gdyż mieszkał tu jego stryj z rodziną.

Utrzymywał kontakty korespondencyjne z kolegami z lasu takimi jak były dowódca Romuald Bardzyński pseudonim „Pająk” i Czesławem Łotarewiczem pseudonim „Sokół”. Spotkał się z „Czarnym” i Wacławem Ługowskim „Burza” w Warszawie. Bywał obecny na mszach świętych zamówionych w intencji Krysiaków w czasie, których zostały poświęcone tablice upamiętniające żołnierzy poległym na wschodzie. Zapraszali się na spotkania wspominając stare czasy, byli po prostu dobrymi przyjaciółmi.

Towarzysze broni walczący u boku majora Jana Piwnika „Ponurego” chcący uczcić pamięć poległego pod Jewłaczami kolegi ufundowali tablice na jego cześć. Zginął on za nich, za ojczyznę, za to co kochał, będąc Polakiem. Był przykładnym i uwielbianym dowódcą.

Nawet po śmierci mogli na siebie liczyć, ponieważ przy mogile zawsze znajdowało się choć ośmiu umundurowanych kolegów z partyzantki, aby po raz ostatni oddać salut w stronę sprzymierzeńców. Było to z ich strony oddanie hołdu, solidarności i tego jak bardzo mogli na siebie polegać nie tylko pod czas walk.

Braterstwo broni i dozgonna przyjaźń „żołnierzy wyklętych” trwała jeszcze kilkadziesiąt lat po wojnie. Trójka dzieci, dobra żona, praca, dach nad głową, przyjaciele, dobrobyt, radość i miłość panujące w rodzinie zapewniała dostatecznie dobre życie lecz zbliżała się pora, aby odłożyć broń . Pradziadek odszedł na wieczną wartę w 1991 roku dnia 27 lutego. Za swoje zasługi, oddanie i poświęcenie na pewno jest teraz w dobrym miejscu.

Znając historię Czesława Czajkowskiego można bez zwątpienia stwierdzić, że był to człowiek dobry, honorowy, rzetelny i uczciwy. Niezwykłe i niepojęte jest dla mnie skąd wziął on odwagę, aby narażać własne życie, zdrowie i rodzinę dla dobra ukochanej ojczyzny. Przez całe życie pomagał ludziom załatwiając im różne sprawy, przez pisanie różnych wniosków, podań, zaświadczeń itp. nie biorąc za to ani grosza. Był on jednym z wielu żołnierzy walczących o nasz cudowny kraj, lecz jednak tak wyjątkowe w każdym z nich było to wielkie poświęcenie, którym dzisiaj możemy się cieszyć pamiętając czym tak właściwie jest Polska. Wspaniali, niezrównani, nieulękli, silni, niezłomni, oddani, ceniący to co mają i gotowi o to walczyć – tak oto charakteryzujemy wielkich ludzi, którzy nie bali się wziąć broni do ręki, a nawet zginąć. Uważam, że powinno się szanować każdego partyzanta i pamiętać o tym co dla nas zrobili.

Bibliografia:

Materiały i wspomnienia pozyskałam od rodziny mojego pradziadka Czesława Czajkowskiego – córka Wanda Gapska i żona Kamila Czajkowska.

Skip to content