Angelika Górska
wyróżnienie
Szkoła: Powiatowy Zespół Szkół nr 4 w Wejherowie
Klasa: III
Opiekun: Ewa Sowińska
Tytuł pracy: „Pożegnanie”
Dziś jest ten dzień, co jak meta w maratonie
oznacza starań i męki mojej koniec,
minuty ulotne jak szczęśliwe chwile
dzielą mnie od świata,gdzie dobra jest tyle.
Płonące skronie żarem myśli natrętnych
pulsują równo z biciem serca mego,
serca, co jak przewodnik życia nieugięty,
poprowadziło mnie tutaj, do miejsca takiego.
Siedzę zamknięty w zimnych ścianach czterech,
te mury przede mną jedynym co widzę,
lecz gdy zamknę swe oczy to wspomnień szereg
ociepla ten widok, aż rumienią się lice.
Pierwsze okazują się mi wszystkie obietnice,
jakie przed Bogiem uczciwie składałem,
potem słyszę każdą tajemnicę,
jaką usłyszałem i jakiej dotrzymałem.
Widzę żonę mą najpiękną, i jej uśmiech przeuroczy,
czuję zapach pięknych perfum, jaki za mną ciągle kroczy,
smak jej ust mam wciąż na swoich, choć to bardzo dawno było,
kiedy pocałować mi się własną żonę przytrafiło.
Chwile potem szepty dzieci dolatują z niedaleka,
słyszę głos mojego synka, który krzyczy, że wciąż czeka.
Widzę córkę, która płaczę w swą poduszkę po cichutku,
wiedząc że jej tatuś stąd odchodzi po malutku.
Potem widzę wszystkie lata, które w służbie odbyłem,
wszystkie chwile jakie z miłości swej ojczyźnie przeznaczyłem,
wszystkie krople mojej krwi utracone w dobrej wierze,
oraz wszystkie cenne dni złożone wolności w ofierze.
Pamiętam każdą krawędź życia, na której stałem,
gdy obietnicy wierności Polsce dotrzymywałem
pamiętam przyjaciół, co ich nie ma już z nami,
bo walczyli wraz ze mną byście byli Polakami.
I choć nijak mury te do oświęcimskich się mają,
rany mojemu sercu o wiele większe zadają,
bo cierpienie cielesne choć wcale nie małe,
przy duszy utrapieniu wnet nieodczuwalne wcale.
Gdy myślą sięgnę do lat ostatnich życia,
przyznać szczerze, bez kłamstw i prawdy krycia
mogę, że co mogłem to zrobiłem,
zgodnie z sercem wciąż czyniłem.
Kilometry pieszych wędrówek odbyte,
nowe nazwiska na chwile nabyte,
broń w ręku i rany na ciele noszone,
wszystko to było rękoma miłości czynione.
Od dziecka kraj mój w sercu był po brzegi,
wstąpiłem więc prędko w wojska szeregi,
wojska co Polskę przywrócić chciało,
a nie „Ludowym Wojskiem” się nazywało.
Niegdyś nawet w czterdziestym roku,
będąc w wiary i miłości amoku,
ofiarą łapanki na życzenie zostałem,
i w ten sposób do Oświęcimia się dostałem.
Tam ryzykując kolejny raz życiem,
działałem sprytnie, wytrwale, lecz skrycie,
rozpalając wśród więźniów nadziei ognisko,
chciałem być dla nich i z nimi tam blisko.
W kolejnych latach służby z sumienia potrzeby,
działałem z Akowcami dla Polski, ażeby
dla dzieci być uczciwego człowieka wzorem,
co bronił ojczyzny z godnością i honorem.
I przysiąc mogę szczerze, że życie moje całe
to była droga kręta, zawiła i trudna,
lecz mimo bólu i cierpienia w tym trwałem,
bom wierzył, że nadzieja na wolność nie jest złudna.
Rodzinę opuściłem z oczami od łez pełnych,
Broń trzymałem w ręku drżącym z przerażenia,
Zasady wszelkie łamałem dla kraju wyzwolenia,
co dla niejednych było absurdem zupełnym.
Lecz nie widziałem innej drogi do wolności,
niż droga szczerej patriotycznej miłości,
więc szczęście swoje prywatne poświęciłem Polsko Tobie,
by nikt nigdy w czasie przeszłym nie mówił o Twej osobie.
I z zamkniętymi oczyma myślą wstecz sięgając,
do końca swojej drogi prędko się zbliżając,
stwierdzam, żem wiemy i szczery był po kres,
nie bojąc się bronić tego co prawdziwe jest.
A gdy oczy swe otworzę, kończąc retrospekcji chwile,
widzę znowu cztery ściany, które przez miesięcy tyle
więcej kropli krwi i łez moich gorzkich widziały,
niż lat w więzienia budynku wytrwały.
Widzę mur co z ceglistą czerwienią,
przypomina moje lice, gdy ze złości się rumienią,
jak pomyślę o wyroku, który po tych wszystkich latach,
został do mnie przypisany, jakbym wrogiem był dla świata.
Sąd najwyższy, sąd wszechmocny,
co wyrok zna już przed rozprawą,
Niby polski, a jednak dla Polski obcy,
zajął się mojej działalności sprawą.
I tak o to w garnitury czyste ubrany,
pod którym kryły się od bicza krwawe rany,
Stanąłem bez przesłuchań znaków przed sądem
Nie stwarzając podejrzeń udawanym wyglądem.
Lecz jaka była prawda wiedziałem ja, i oni,
choć żadne moje słowa nie docierały do nich,
Z krwawiącym sercem i bezsilnym ciałem,
skazany na śmierć bezwzględnie zostałem.
I nie to mnie boli w tym wszystkim najbardziej,
lecz fakt, że wróg wmawia mi uparcie,
iż to ja com o Polskę dbał wytrwale,
wrogiem narodu nazwany zostałem.
I choć wielu zdrajcą nazywać mnie będzie,
wiem,że wolność do Polski przybędzie,
bo takich jak ja w kraju jest nie mało,
i wierni będą tej ziemi cokolwiek by się działo.
Refleksje przerywa mi dźwięk kroków,
które coraz głośniej dobiegają gdzieś z boku,
oznacza to tylko, że koniec już blisko,
i zgaśnie niebawem życia mego ognisko.
Oczy me szybko na dłoń drżącą spoglądają,
na której cztery czarne cyfry przypominają,
o drodze godności jaką przebyłem,
którą na śmierć ową sobie zasłużyłem.
Tupot stóp nagle zabrzmiał głośniej
i słyszę znany głos jeszcze donośniej,
głos, który przez ostatnie miesiące,
przyodział mi wyzwisk brutalnych tysiące.
I mam tę świadomość, że sekund mam niewiele,
piszę to do was, rodzino, przyjaciele,
i z drżącym głosem cichutko was błagam,
pamięć i miłość-tylko tyle wymagam.
Żegnam się z Wami w ubogim liście,
choć chciałbym uściskać W as osobiście …
I życzę szczerzę abyście szczęśliwie doczekali
wolności, której niezłomni niestety nie doznali.
To dziś jest ten dzień, co jak meta w maratonie,
oznacza starań i męki mojej koniec,
minuty ulotne jak szczęśliwe chwile
dzielą mnie od świata, gdzie dobra jest tyle.
Płonące skronie żarem myśli natrętnych
pulsują równo z biciem serca mego,
serca, co jak przewodnik życia nieugięty,
poprowadziło mnie tutaj, do miejsca takiego.